Trzecia droga Morawieckiego
W ostatnich tygodniach cała Europa mierzy się z nawrotem epidemii. Wdrażane są różne pomysły na walkę z koronawirusem, ale ich efekt jest podobny. Wbrew ostatnim doniesieniom i emocjom, które w dodatku są bardzo często skutecznie podsycane, Polska nie wypada na tle Europy fatalnie. Można się oczywiście w tym miejscu przerzucać różnymi danymi, ale fakty są takie, że – jeszcze – nie jest źle.
Nie znaczy to jednak, że wszystko jest świetnie. Nie! Lawinowy wzrost zakażeń koronawirusem zmusił rządzących do energicznych działań. Wprowadzane są kolejne obostrzenie, które mają wyhamować chorobę. Czy tak się stanie? Miejmy nadzieję, że tak. Tu dochodzimy jednak do innej kwestii – czy rząd odpowiednio przygotował się do tego, co właśnie się dzieje? To zresztą jeden z głównych zarzutów opozycji, według której rząd zamiast zabezpieczyć kraj przed II falą koronawirusa, to zajmował się głównie sam sobą i wydumanymi problemami.
Sprawę można rozpatrywać oczywiście w różnych kontekstach. Zresztą Polacy każdego dnia stykają się z różnymi absurdami. Były rzeczy, które można (i trzeba było) załatwić od ręki. Ot, choćby ustawowy nakaz zasłaniania ust i nosa, gdzie nawet środowiska przychylne rządzącym wskazywały na błędy legislacyjne. Jeśli w połowie października minister zdrowia skierował pielęgniarki na przeszkolenie obsługi respiratorów, to coś poszło nie tak. W tym miejscu warto jednak przywołać też kilka słów Mateusza Morawieckiego. Zwłaszcza, że są to dane, które raczej nie przebijały się w szumie informacyjnym.
– Dokonywaliśmy ogromnych zakupów. W samej tylko Agencji Rezerw Materiałowych znajduje się tylko dzisiaj (…) kilkanaście milionów maseczek, pół miliarda rękawiczek, wiele innego sprzętu. (…) Zwiększaliśmy też nasze moce, jeśli chodzi o testowanie. Wyszliśmy z punktu pierwotnego 4 tys. dziennie. Mamy teraz możliwość 80 tys. dziennie (...) Następna rzecz to zwiększenie liczby łóżek z 6 tys. na 16 tys. Kupowaliśmy sprzęt, który leczy najciężej chorych na koronawirusa. Respiratorów kupiliśmy tyle, że zwiększyliśmy stan łóżek z respiratorami między sierpniem a dzień dzisiejszym trzy i pół krotnie. Mamy 2500 respiratorów w rezerwach, które są gotowe do podłączenia do łóżek szpitalnych. Wszystkie szpitale (…) każdy, który chce podłączyć respirator, to go dostanie. Mamy blisko 3000 wolnych respiratorów. To efekt strategicznego myślenia w miesiącach letnich – mówił w Sejmie premier.
Równie ważne było jednak to, co dopiero przed nami. Morawiecki zarysował strategię „trzeciej drogi”, którą można sprowadzić do trzech filarów: ochrony zdrowia Polaków, gospodarki i seniorów (zadba o nich specjalny korpus). Widać wyraźnie, że rząd odrzuca dwie skrajności, które czasami słychać w debacie publicznej – postulat zniesienia obostrzeń/bagatelizowanie epidemii oraz zamknięcia kraju na cztery spusty bez oglądania się na konsekwencje.
Wybrano wariant pośredni, czyli maksymalną ochronę zdrowia i życia, ale równocześnie także gospodarki. To wariant dużo trudniejszy, bo trzeba ważyć priorytety i przyjąć jakąś hierarchię, którą i tak zawsze da się podważyć. Z jednej strony musi ona uwzględnić wydolność służby zdrowia, ale z drugiej – względnie normalne funkcjonowanie społeczeństwa. Można oczywiście się spierać, na ile mamy „miękki lockdown”, ale faktem jest, że rząd robi wszystko, by do zamknięcia kraju nie doszło.
Równolegle Morawiecki wskazał też na „cztery linie obrony” przed koronawirusem. To obostrzenia, system ochrony zdrowia, tworzenie dodatkowych miejsc i łóżek szpitalnych oraz szpitale tymczasowe. W wielkim skrócie mają one zmniejszać liczbę chorych, by nie wysadzić w powietrze służby zdrowia, a w razie potrzeby – zadbać o jej przepustowość. Stąd nieustanne przypominanie o DDM – dystansie, dezynfekcji i maseczkach, bo wiele zależy po prostu od nas.
Rząd próbuje kontruderzenia w walce z koronawirusem. W ciągu kilku miesięcy z czegoś abstrakcyjnego przeistoczył się on w coś zupełnie realnego. Dziś już nie pytamy się wzajemnie, czy znamy kogoś, kto zachorował. Niemal każdy zna kogoś, kto doświadczył koronawirusa na własnej skórze. To prawda, że większość przechodzi go w miarę łagodnie. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia. Sytuacja jest trudna, o czym mówił wyraźnie minister zdrowia Adam Niedzielski. Jednak jest też nieprzewidywalna. Dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak długo potrwa ten stan, ani jak dalekosiężne przyniesie konsekwencje. Pytań, które kłębią się w głowach każdego z nas jest mnóstwo. Mamy inną wrażliwość, priorytety i spojrzenie. Jednak przez ten test musimy przejść wspólnie. Koronawirus nie wybiera. I miejmy nadzieje, że jak najkrócej.